AKCEPTACJA

AKCEPTACJA

Kolska. Miejsce, gdzie uśmiech pojawia mi się jak zbliżam się do budynku. Ale kilka lat temu tak nie było. Tu jest izba wytrzeźwień, detoks i oddział zamknięty. Musiałem przejść przez każdy ten poziom, aby być w miejscu, w którym jestem. Tu jest moja obskurna piwnica do której tak chętnie wracam. Tu są moi znajomi, którzy witają się ze mną mając uśmiech na twarzy. Ale wychodząc nie raz z mityngu nie jest mi do śmiechu. I tak było ostatnio. Wyszedłem zdenerwowany. Po raz kolejny zobaczyłem ile zmarnowałem sobie życia, aby zaakceptować, że przegrałem z alkoholem. A było tyle przykładów na to, że sobie nie radziłem. Przegrywałem walkę z wódką każdego dnia, padając na twarz. Dzień po dniu traciłem wszystko, co można było stracić. I nie chodzi mi o pieniądze, prace, prawo jazdy czy szkołę, której nie dokończyłem. Traciłem swoje człowieczeństwo. Swoje morale, uczucia, życie. W dodatku wtedy miałem wszystko to gdzieś. Butelka była najważniejsza i chociaż z nią w ręku, dzień po dniu, staczałem się na dno, nie chciałem tego przerwać. Na detoks nie chciałem pojechać, bo nie widziałem potrzeby. Zostałem tam zawieziony. Zaliczając izbie wytrzeźwień, nadal myślałem, że jest lepszy od tych co byli ze mną w celi. Na terapię trafiłem, bo terapeuta mnie namówił. Skończyłem ją, bo co miałem zrobić. Nie miałem do czego wracać. Terapia poszpitalna to jak to się mówi w AA dupościsk, bo nie chciałem zaakceptować tego, że nie będę mógł pić. Łatwo mi było zaakceptować, że jestem alkoholikiem, ale że nie będę już pił, to już nie. Nawet jak na mityngu, mówił do mnie koleś i mówił o mnie to ja na głowę to brałem, ale w środku nie byłem gotowy. Miało być tak pięknie jak nie będę pił. A tu gówno prawda. Teraz wiem, że przez pierwszy rok, może półtora, tylko dlatego nie zapiłem, bo się bałem. Bałem się, że jak zacznę znowu pić, to się zapije na śmierć. Nie piłem a życie nadal dawało mi po głowie. Awantury z byłą żoną, nerwy, wahania emocjonalne. Miałem wszystkiego dosyć. Inaczej sobie wyobrażałem życie w trzeźwości. Nie miałem jednak pomysłu na ratowanie siebie. W sumie miałem, były mityngi, grupa, terapeuta. Z jednej strony chciałem a z drugiej nie do końca ją potrafiłem przyjąć. Dlatego nie układało mi się z indywidualnym terapeutą. Wymyśliłem sobie, że on jest po szkole i co może mi powiedzieć jak nie pił tak jak ja i nie przeżył tego co ja. Ten pierwszy rok to straszna walka każdego dnia, aby przeżyć. Aby nie zapić. Później rozwód. I szukanie pomocy. Nie chciałem pić, ale byłem bardzo blisko tego. Stchórzyłem. I dziś cieszę się, że tak się stało. Krok 1 i bezsilność, to była podstawa mojej dalszej pracy. Ta praca trwa do dziś. Chociaż minęło już trochę czasu, nadal widzę jak mogę być bliski dnia, kiedy znowu mogę wrócić do picia. Muszę uważać, dbać o siebie i swoją trzeźwość. Dziś, to jest numer jeden w moim życiu. Reszta to dodatek. Dodatek ważny ale nie najważniejszy. Może to i egoistyczne ale moja trzeźwość, dla mnie jest najważniejsza. Bez niej nie będzie nic. Wiem, że może nie każdy się z tym zgodzić. Ale jak nie będę trzeźwy, będę znowu sam, staczając się. Boli mnie to. Boli mnie strata tylu lat. I niech boli, bo wiem co mam robić, aby było lepiej i abym nie wrócić do tego co miałem. Nie chcę już być pijanym i prowadzić pijane życie. Bardzo mi podoba się teraz moje życie. Nie chcę stracić tego co mam i co codziennie przeżywam. I dobrze, że w środę będę na Kolskiej. W mojej obskurnej piwnicy. Bo po raz kolejny pewnie zobaczę i usłyszę, jak łatwo jest wrócić do picia a jak trudno jest być trzeźwym. Spotkania mityngowe prostują mój kręgosłup trzeźwości. Ratują moje chore emocje. Dają mi poczucie ulgi i spokoju. Chociaż wyszedłem z mityngu zły i z bólem, to wierzę, że wszystko wyjdzie mi później na dobre. Dziś akceptuję się jakim jestem. Oczywiście nie raz ze sobą walczę, ale każde takie spotkanie z sobą daje mi siłę do pracy. Dziś swoją niemoc staram się zamieniać na siłę do trzeźwienie. Bo mi alkoholikowi dziś ta siła jest potrzebna. Bo kiedy przychodzi kryzys, chce mi się wyć i wtedy szukam w sobie tej siły. Jak jej nie mogę znaleźć, proszę o pomoc. Tak już umiem prosić o pomoc. I nie jest to dla mnie poniżenie albo słabość. Najpierw proszę o pomoc moją Siłę Wyższą, później drugiego człowieka. Realizuję program 12 kroków w swoim życiu. Ten program miał mi pomóc być trzeźwym a stał się wskazówką na codzienne życie. Drogą, aby być lepszym, szczęśliwszym i radosnym. A przede wszystkim trzeźwym. Dziś nie robię nic sam. Samemu to ja już próbowałem i wracałem do picia. Mając pomocną dłoń czy to bliskich, czy wspólnoty, czy drugiego alkoholika przełamuję wszystko co mnie boli. Bo jest łatwiej. Życie jest tak wspaniałe, że chcę czerpać z niego jak najwięcej. I jedynie żałuję, że tak późno zaakceptowałem, że jestem alkoholikiem i że nie mam najmniejszych szans z alkoholem. A z drugiej strony lepiej późno niż wcale.

Autor: MM