STRATY I KONSEKWENCJE SPOWODOWANE NADUŻYWANIEM ALKOHOLU

STRATY I KONSEKWENCJE SPOWODOWANE NADUŻYWANIEM ALKOHOLU

1.Strata kobiety i jej dzieci

Jako że nie wytwałem do końca żandej terapii, nie chodziłem również na terpię poglębioną, podczas okresów abstynencji starałem się korzystać ze wszystkich zaleceń dotyczących trzeźwienia. Z tego co pamiętam pierwsze szły w niepamięć zalecenia HALT. To nie z braku czasu czy pieniędzy, ale raczej z lenistwa. Stopniowo przestałem jeść śniadanie przed pracą i robić sobie kanapki, myśląc, że kupię coś na miejscu. Często okazywało się, że pochłonięty pracą zapominałem o posiłkach, które zastępowałem kawą. Pracowałem nieraz po 10-12h łącznie z sobotą i niedzielą.Wracając z pracy przystawałem przy kolegach pijących piwo na ławce, rozmawiałem z nimi dłuższy czas niejednokrotnie pijąc bezalkoholowe. Na którymś z koncertów kolejny raz pomyślałem: "jedno mi nie zaszkodzi" i nie skończyło się na jednym. Byłem zapraszany na spotkania towarzyskie, gdzie teoretycznie graliśmy w gry, quizy, kalambury, a w praktyce wszyscy oprócz mnie pili alkohol. Próbowałem rozmawiać o tym z moją ówczesną partnerką. On aodpowiadała jednak, że to mój problem, a ona jest zdrowa. Czasami tel ulegałem naciskom typu "po co tam chodzisz... (mitingi) wyszedłbyś z dziećmi na spacer". Jednym z powodów rezygnacji z terapii był fakt, że terapeutka doradziła mi zerwanie tego toksycznego związku. Dziś wiem, że miała rację. Po latach, w których kilkumesięczna abstynencja przeplatała się z piciem, postanowiłem, że odejdę i wrócę jeżeli zmieni podejście do mojej choroby. Przecież teoretycznie chciała żebym nie pił. Znalazla sobie kogoś innego. Wtedy cierpiałem i czułem się samotny. Brakowało mi dzieci, kogoś bliskiego. Prysły moje mżonki o normalnej rodzienie. Rzuciłem się w wir pracy, chcąc udowodnić jej, że zrobiła błąd. Kolejna półroczna abstynencja skończyła się kilkumiesięcznym piciem, w efekcie którego znalazłem się tu, na odwyku. Teraz myślę, że pogodziłem sie i z chorobą i ze stratą. Jestem gotowy zacząć nowy okres w życiu, choć wiem, że będzie to trudne.

2.Wychowywanie dziecka

Syna porzuciłem kiedy miał 11 lat. Była to chyba najgorsza rzecz, jaką zrobiłem w życiu. Pisząc te słowa myślę, że po prostu od kilku miesięcy 2005r. jego odwiedziny lub nasze spotkania przeszkadzały mi w piciu. Wykorzystałem, w moim mniemaniu, dobra okazję, żeby winę za moje pijaństwo zwalić bezlitośnie na małe dziecko, a samemu być niby w porządku. Od samego początku związek z jego matka traktowałem bardzo poważnie. Po ok. dwóch latach zaczęliśmy mysleć o dziecku. Często myślałem o tym, co będziemy razem robić, jak dobrze będziemy się bawić. Tymczasem moje uzaleznienie zaczęło dawac o sobie znać. Gdy miał 8 lat, zdarzało mi się cały weekend leżeć na kacu zamiast wyjść z nim na spacer albo zagrac w piłkę. Po tym jak moja żona wyprowadziła się do swojej mamy, syn został na pól roku w szkole na Ochocie. Po zajęciach przychodził do mnie na godzinę. Czasami udawało mi się zrobic dla niego obiad. Później odprowadzałem go do autobusu na Żoliborz. W domu panował z reguły bałagan, który zapoczątkowałem niszcząc niektóe rzeczy należące do mojej żony. Po zakończeniu roku szkolnego wyprowadziłem się na Bródno. W tym okresie przyjeżdzałem po dziecko w weekendy i braliśmy ze soba playstation. Wykorzystywałem to wychodząc z domu by pić lub spać, a syn siedział i grał sam albo zajmowała się nim moja mama. Któregoś razu przyjechałem po syna spóźniony i usłyszałem, że syn jest w kinie. Powiedziałem, że dzieciak nie będzie mnie olewał, wyszedłem nie pomyślawszy nawet o tym, że nie mógł iść do kina bez pozwolenia. Pasowało mi to. Przestałem do niego dzwonić, przyjeżdżać. Gdy przyjechał na Wigilię do mojej siostry nie odzywałem się do niego. Obrażony odprowadziłem go bez słowa do autobusu. Jak autobus zaczął odjeżdżać odezwały się we mnie resztki ludzkich uczuć, waląc pięściami w drzwi chciałem go zatrzymać. Nie chcę nawet mysleć jak musiło czuć się małe dziecko nie wiedząc co zrobiło złego....dlaczego już go nie kocham, nie chcę z nim być. Od wielu lat czuję się z tym jak ostatnia szmata. Picie, poczucie winy i wstydu, na które składały się tez inne krzywdy, któe zrobiłem mu świadomie lub nieswiadomie, nie pozwalają mi na spotkanie. Gardzę sobą za swoje tchórzostwo i podłość oraz za to, że chyba byłem dla niego gorszy niż mój ojciec był dla mnie, bo wydaje mi się, że przez kilka lat mógł odczuć ciepło i miłość, których potem, bez skrupółów, go pozbawiłem.

3. Nie ukończenie liceum

W roku 2002 trochę dzięki motywacji ze strony siostry postanowiłem podjąć naukę w liceum zaocznym. Pracowałem wtedy w drukarni, zarabiałem nieźle. Mogłem pozwolić sobie na utratę paru groszy z tytułu kilku godzin w szkole. Prezes zgodził się, a nawet pozwolił moją chęć do nauki. Trochę z nudów, bo jak mi się zdawało na początku, przypominali program 8 klasy, zamiast na niektóre lekcje zacząłem chodzić do baru po drugiej stronie ulicy lub na koncerty do niedalekiej Proximy. Z czasem szkoła stała się tylko pretekstem żeby wyjść wcześniej z pracy i nie musieć się tłumaczyć żonie, że późno wracam. Swoją nieszczęsną edukację skończyłem już po pół roku, twierdząc że ja to wszystko wiem, że poziom nauczania jest, jak dla mnie, za niski.

4. Nie kontynuowanie pracy w drukarniach

W latach 1998-2004 pracowałem w drukarni. Z początku jako pomocnik maszynisty, a po ok. roku jako maszynista offsetowy. Było to zajęcie dobrze płatne i sprawiające satysfakcję. Miło jest zostawić coś po sobie. Zawsze sprawiało mi przyjemność, gdy widziałem gdzieś wydrukowaną przez siebie książkę lub plakat. W pracy nie piłem wogóle, w pracy bardzo rzadko. W 2002r. zawitał do nas nowy, bardzo utalentowany maszynista będący również mechanikiem. Prezesi bardzo go cenili, a po kilku tygodniach okazało  się, że on pije. Gdy prezes zwrócił mu uwagę, że ma 1.5 promila, odpowiedział, że tyle, to on ma zawsze. Bez większego problemu zgadzałem się na wieczorne wyprawy do baru lub na picie w pracy na nocnej zmianie. W 2005r. drukarnia straciła dwóch strategicznych klientów i dnia na dzień pracy było coraz mniej. Moje dochody zmiejszyły się o ponad połowę. Zarabiałem jakieś pieniądze na boku, jednak przeznaczałem je głównie na wódkę. W listopadzie miałem 4 dni pracujące i powiedziałem szefowi, że taką wypłatę, to może sobie wsadzić. Napisałem oświadczenie do sekretariatu, że nie będę pracował na maszynie z uszkodzonym hamulcem i pojechałem do domu, pewny, że dostanę 3-miesięczną odprawę. Otrzymałem czyste świadectwo pracy. Odprawę dostałem, ale jakoże nie wiząłem kopii oświadczenia z podpisem, to na świadecztwie wpisali mi dyscyplinarkę za porzucenie. Może gdybym nie pił, znalazłbym gdzieś pracę bez papierów, ale ja już wtedy wolałem pić dalej. Podejmowałem jeszcze dorywcze prace na najprostrzych maszynach, ale pijany lub na kacu nigdzie nie zagrzałem miejsca.

 

 Autor: E.R.